top of page
Szukaj

Igła w stogu siana

We wszystkich cywilizacjach niezbędnym elementem trwałego rozwoju jest przekazywanie wiedzy. Mroczne czasy średniowiecza są na to najlepszym przykładem. Ten przekaz informacji może być realizowany na różne sposoby i - jak do tej pory - ludzkość cierpiała raczej na niedosyt informacji, niż na jej nadmiar. Do tej pory. Współczesność przynosi jednak zasadniczą zmianę. Z chwilą upowszechnienia rozwoju metod przekazywania informacji drogą elektroniczną, powszechnego dostępu do Internetu mamy niebywałą szansę niespotykanego wcześniej postępu cywilizacyjnego. Oczywiście nie w każdym zakątku świata. Dostęp do informacji nie wszędzie jest swobodny, często barierą są względy ekonomiczne, brak infrastruktury czy ograniczenia wynikające z dyktatorskich zapędów polityków. Tam gdzie możemy korzystać z gigantycznych zasobów wiedzy gromadzonej przez dziesięciolecia, pojawiają się też zagrożenia i pułapki. I nie tylko mam na myśli łatwe do znalezienia w sieci plany bomby atomowej, wyszukanie sklepu z niedozwolonymi substancjami, czy wręcz przepisy opisujące metody ich produkcji. Chyba znacznie większymi zagrożeniami jest uwspólnienie przekazu dla informacji istotnych, wiedzy, która ma służyć ludzkości razem z najprzeróżniejszymi bzdurami, często po prostu głupotą, spiskowymi lub całkiem oderwanymi od rzeczywistości teoriami. W tym samym strumieniu informacji możemy się dowiedzieć o teorii względności Einsteina, wielkich odkryciach z przeszłości, najnowszych osiągnięciach naukowców, jak i o tym, co zamierza zjeść jakiś celebryta na śniadanie, o tym że Elvis żyje, a Marylin Monroe porwało UFO, nie wspominając już o „mądrościach” wypowiadanych przez czterotysiącletnią (w czasie linearnym), świetną kiedyś piosenkarkę. Skąd mamy wiedzieć zatem co jest ważne? Jak oddzielić jakość od bylejakości (… bohatersko oparłem się napisaniu „ziarna od plew”). Można powiedzieć, że strumień informacji jest bardzo zaszumiony i zniekształcony. Dodatkowo, w tym gigantycznym potoku dużą rolę odgrywa wszechobecna komercja. Przecież wpisując dowolne hasło w wyszukiwarce internetowej z pewnością w pierwszych dziesięciu trafieniach, ktoś coś będzie chciał nam sprzedać, wynająć lub oddać za darmo, byle byśmy tylko tam zaglądnęli.

Być może kogoś to zdziwi, ale powiem przewrotnie, że to chyba dobrze że tak jest, i że to jest naturalny proces. Przecież nożem do krojenia chleba można komuś (przepraszam za brutalność) poderżnąć gardło. Ale nikt nie zabrania produkcji i używania noży. Co więcej, nauczyliśmy się je bezpiecznie używać, trzymać w kuchni i raczej nie drżymy na co dzień, że zdarzy się jakaś tragedia.

To dlaczego nie umiemy tego samego zrobić z informacją?

Czy tak gwałtowny rozwój skali strumienia danych, które do nas docierają, ten wzrost o kilka rzędów wielkości dostępności nas usprawiedliwia? Niby dlaczego miałby. Przecież 50 lat temu kogoś, kto opowiadał androny drugi raz nie zaproszono by na prelekcję, a dziś ze swoją głupotą będzie każdego dnia docierał do tysięcy ludzi w Internecie.

Wydaje mi się, że jednym z powodów, a na pewno istotnym przyczynkiem do bezbolesnego, wkradającego się w każdy zakamarek zaszumienia wartościowych informacji jest… konformizm. Wygoda, lenistwo, pasywność to różne jego oblicza. Skoro mamy na wyciągnięcie ręki skrót/opracowanie/analizę jakiegoś tematu, to po co sięgać do źródła? Po co czytać książkę na ten temat? Przeczytanie książki, szczególnie ze zrozumieniem, jest intelektualnym wysiłkiem, który kładziemy na szali „czy warto”. Przecież to trwa, na pewno nie wszystko będzie interesujące, czasem trudne, no i jeszcze trzeba pamiętać co było wcześniej, a już całkiem przedsięwzięcie czytania dyskwalifikuje konieczność zaglądnięcia do przypisów. Słowem pewnie nie warto. O ile łatwiej obejrzymy filmik czy kilka selfie-focio w mediach społecznościowych na popularnych platformach. I nawet zareagujemy na nie coś tam klikając. Mamy 5 tys. polubień i żadnego przyjaciela. Ta łatwość dostępu, ale i łatwość generowania informacji (smartfon – fotka – link) powoduje, że większość z nas uważa się za twórców, większości wydaje się, że umie robić zdjęcia, umie śpiewać, etc. no i chce się tym podzielić z innymi. Wszystkimi innymi. Nie wspominając o zjawisku „fake news”, bo tak też łatwo można zaistnieć. Umiejętność weryfikacji informacji, ale przede wszystkim jakości informacji w takim zgiełku stopniowo zanika. Skoro trudno nam ocenić czyjeś wartościowe dzieło, bo go nie poznamy, konformistycznie z nim się nie zmierzymy, to jest sukcesywnie ograniczany jego zasięg, i coraz mniejszy będzie krąg jego oddziaływania. To już duże zagrożenie dla jakości całego strumienia informacji. Gigantyczna skala, potrzeba szybkiego dołączenia się do tego strumienia promuje aktywność najłatwiejszą, głównie szum, a co za tym idzie, powoli eliminuje wartościowsze elementy. Przecież nie chcemy być wykluczeni i w tym nie uczestniczyć. Nie znaczy to, że wykorzystując łatwe narzędzia nie możemy dołożyć wspaniałych rozwiązań, wartości i genialnych myśli/wynalazków, ale nie są one częste, więc w tym potoku po prostu giną. Na czym zatem będzie bazował rozwój ludzkości w przyszłości? Łatwo wyobrazić sobie czarny scenariusz. Na szczęście, rzeczywistość opiera się (póki co) powodzi bezwartościowych informacji. Mimo zalewu chłamu (tak, chłamu, termin ten jest w słowniku PWN) ciągle umiemy wybrać te istotne elementy, potrafimy je wykorzystać, wiedza ciągle się rozwija, odkrywamy nowe prawa, budujemy nowe wynalazki. Szkoda tylko, że coraz większy wysiłek musimy wkładać w filtrowanie. Zawsze łatwiejsza droga była i jest bardziej kusząca, ale na tej trudniejszej mogą nas spotkać naprawdę istotne rzeczy. Nie bójmy się tam wkraczać. Jest trudniej, dłużej, ale warto. Warto dla przyszłych pokoleń.




28 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page